Dwa tygodnie temu spotkała mnie wielka przyjemność. Dostałam propozycję napisania tekstu, który współgrałby z pracami o tematyce jesiennej. Propozycja wyszła or Iz&Reda, o których pisałam w ostatnim poście z cyklu Polecam.
Przyjęłam ją bez większego zastanowienia, traktując jako wyzwanie, ale przede wszystkim zaszczyt, bo to przecież nie byle co, pisać tło dla tak pięknych prac! Tekst powstał i po zaakceptowaniu podjęta została decyzja o publikacji :) Dziękuję za wyrozumiałość i za wyróżnienie, jakie spotkało mnie z Waszej strony :) Ta współpraca była dla mnie wielką przyjemnością!
W tym miejscu muszę podziękować Julii Pernix, która czuwała nad poprawnością tekstu i zasugerowała dopracowanie poszczególnych fragmentów. Dziękuję Kochana za wszystkie przecinki i pierzynki :)
Jeszcze zanim przejdę do sedna, czyli tekstu, muszę Wam się przyznać, że tak mi się spodobało to pisanie, że pomyślałam o tym, aby ta miniatura stała się w przyszłości początkiem cyklu :) Dlatego właśnie nadaję tu tytuł "Cztery Pory Roku". Nie wiem jak się to rozwinie, ale na tę chwilę mam ochotę na kontynuowanie tematu :) Więc... do zobaczenia zimą :) Być może :)
Szary
Szła przez
opustoszały park. W swoim popielatym płaszczu i grafitowych jeansach zlewała
się całkowicie z otoczeniem. Powinna ubrać kalosze
i zabrać ze sobą parasolkę. Mocniej naciągnęła kaptur na głowę, ale nie uchroniło jej to przed zacinającym deszczem. Buty przemokły jej całkowicie,
a wilgoć zapewne już zmarszczyła skórę na zmarzniętych stopach. Przyspieszyła kroku, powtarzając w myślach, jak bardzo nienawidzi jesieni.
i zabrać ze sobą parasolkę. Mocniej naciągnęła kaptur na głowę, ale nie uchroniło jej to przed zacinającym deszczem. Buty przemokły jej całkowicie,
a wilgoć zapewne już zmarszczyła skórę na zmarzniętych stopach. Przyspieszyła kroku, powtarzając w myślach, jak bardzo nienawidzi jesieni.
W ogarniającej ją
z każdej strony wilgotnej szarości nie potrafiła nazwać własnych uczuć. Z
jednej strony była wściekła. Na siebie. Zastanawiała się, jak mogła być tak
ślepą kretynką, żeby nie zauważyć, co się dzieje. Przecież powinna była to
wyczuć! Kiedy w tej chwili analizowała pewne sytuacje, wyraźnie widziała, że
już od kilku miesięcy pojawiały się znaki, które powinna odczytać jako
zapowiedź tego, co stało się dziś. Tak, była zła! Ale w głębi siebie oprócz
wykrzykiwanych pod własnym adresem obelg słyszała coś jeszcze. Szloch.
Rozdzierający piersi bolesnym spazmem płacz. Przecież to ona była ofiarą.
Zaatakowana właśnie wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewała, otrzymała cios
prosto w serce. Przecież nie mogła żyć, doszukując się w każdym dniu cierpienia
i traktując wszystkich jak swoich wrogów. Chciała po prostu być szczęśliwa. I
przez chwilę wydawało jej się, że trwa w tym błogim stanie.
Wielki, kudłaty
pies przebiegł jej drogę i omal nie przewróciła się o skórzaną smycz, którą
ciągnął za sobą. Kilka sekund później przed oczami śmignęła jej postać.
Nieznajomy osobnik, wpadając z impetem w głęboką kałużę, dokończył dzieło
deszczu, przemaczając dziewczynę do suchej nitki.
- Cholera jasna,
mógłbyś trochę uważać - krzyknęła, ale chłopak nawet się nie odwrócił, skupiony
na gonitwie za psem.
Kompletnie
wytrącona z równowagi nie mogła się doczekać, kiedy pokona ostatni odcinek
drogi i wreszcie znajdzie się w swoim mieszkaniu. Przy wyjściu z parku rósł
jesion. Dotąd nie zwracała na to uwagi, ale teraz zauważyła, że usechł. Musiało
się to stać całkiem niedawno. Majestatyczne święte drzewo Słowian, symbol siły
i trwałości było martwe. Dziewczyna przystanęła na chwilę
i pomyślała, że właśnie tak się czuje. Pozbawiona życia, pusta w środku, okradziona z tego, co było w niej najpiękniejsze.
i pomyślała, że właśnie tak się czuje. Pozbawiona życia, pusta w środku, okradziona z tego, co było w niej najpiękniejsze.
Weszła do budynku
i w ostatniej chwili wsunęła się do windy. Starsza pani Krysia, sąsiadka z
ósmego piętra trzymała w ręku ociekającą wodą parasolkę. Na podłodze utworzyła
się mokra plama.
- Okropna pogoda, pani Beatko. Ziąb taki straszliwy jakby to już grudzień był - zagadnęła przyjaźnie. - Ja, pani Beatko, - kontynuowała - byłam u mojego Zdzisia. Uwierzy pani, pani Beatko, że to już piąta jesień bez niego?
Dziewczyna nie
bywała niemiła. Lubiła panią Krysię, która była pogodną, samotną staruszką.
Tego dnia jednak szybko urwała rozmowę, burcząc tylko pod nosem grzecznościowe
odpowiedzi i w pośpiechu opuściła windę, kiedy tylko drzwi się otworzyły na
szóstym piętrze.
Wchodząc do
mieszkania, z ulgą zsunęła buty i zrzuciła przemoczony płaszcz. Była
zmarznięta, więc stanowczym krokiem skierowała się do łazienki. Miała nadzieję,
że gorący prysznic nie tylko ogrzeje jej ciało, ale pozwoli również pokonać
wewnętrzny chłód, który mroził jej serce. Starała się nie zauważać przedmiotów,
które były świadectwem tego, co właśnie się skończyło. Zielona bluza
rozwieszona na oparciu krzesła, zapach perfum, który tak bardzo lubiła,
niebieska szczoteczka do zębów i miesięcznik motoryzacyjny rzucony w pośpiechu
na komodę.
Rozgrzana, z
zaczerwienioną od ciepła skórą, opatulona w pluszowy szlafrok wyszła z
łazienki. Chciała sobie zaparzyć herbatę, ale odruchowo chwyciła leżący na
blacie telefon. Utkwiła wzrok w wyświetlaczu, uzmysławiając sobie, że przecież
teraz nie ma już do kogo zadzwonić. W jednej chwili straciła dwoje najbliższych
ludzi. Osoby, które znały ją najlepiej, które wiedziały, że to, co jej zrobiły,
to ostatnia rzecz, jaką chciałaby przeżyć. Karol i Karolina. Cóż za ironia
losu! Do niedawna jej ukochany chłopak i najlepsza przyjaciółka, której
zwierzała się ze wszystkich swoich pragnień i lęków. Teraz wiedziała, że już od
dawna, była to już tylko fikcja, żyjąca jedynie w jej głowie.
Odłożyła telefon i
usiadła przy stole kuchennym, odtwarzając w myślach ostatnie wydarzenia. Rano
zadzwonił Karol, pytając, o której mógłby do niej przyjść. Chciał porozmawiać.
Zaproponowała, że to ona pojedzie do niego. Była niedziela, ale dziewczyna
musiała wpaść do swojej kafejki, zająć się trochę papierkową robotą. Nie miała
pewności, jak długo jej to zajmie, więc wolała sama pojechać do chłopaka. Na
pewno nie spodziewała się, że tak właśnie skończy się ta wizyta.
Nawet się nie
tłumaczyli. Po prostu zakomunikowali jej, że się kochają, że chcą być razem.
Próbowali mówić coś o tym, że nie chcą jej krzywdzić, ale stanowczo im
przerwała. Nie chciała znać szczegółów, więc nie pytała, jak długo to trwało.
Wolała chyba się łudzić, że wiele z tych chwil, kiedy czuła się szczęśliwa,
było prawdziwych. Ale jak było naprawdę?
Zapominając o
herbacie, poszła do sypialni. Chwyciła w dłonie jego bluzę
i przysunęła ją do twarzy, zaciągając się zapachem. Bolało ją, że nawet teraz nie potrafiła go znienawidzić. Tęskniła za nim. Pękła. Szloch, który dotąd tkwił gdzieś głęboko w jej wnętrzu, wydostał się teraz na zewnątrz. Płakała, czując ból
w piersiach i nie mogąc złapać oddechu.
i przysunęła ją do twarzy, zaciągając się zapachem. Bolało ją, że nawet teraz nie potrafiła go znienawidzić. Tęskniła za nim. Pękła. Szloch, który dotąd tkwił gdzieś głęboko w jej wnętrzu, wydostał się teraz na zewnątrz. Płakała, czując ból
w piersiach i nie mogąc złapać oddechu.
Żółty
Mimo silnego wiatru
rozwiewającego jej złociste loki, zachłannie wystawiała twarz ku słonecznym
promieniom. Po zimnym i deszczowym wrześniu październik przywitał Polskę
słońcem. Wystarczyło kilka cieplejszych dni, aby w naturze zaczęły królować
wszystkie odcienie żółtego.
Otuliła się
szczelniej szalikiem. Ciepły, wełniany sweter nie był wystarczającą ochroną
przed wiatrem. Wychodząc z domu, nie pomyślała o odpowiedniejszym okryciu.
Miała iść tylko wyrzucić śmieci i sama nie wiedziała, jak znalazła się w parku.
Usiadła na ławeczce w pobliżu sadzawki, w miejscu osłoniętym od wiatru, ale
dobrze nasłonecznionym. Uniosła głowę i spojrzała w niebo pozbawione chmur.
Ciepło przenikało
przez jej skórę, ogrzewając i rozświetlając pogrążoną w smutku duszę.
Obserwowała liście swobodnie spadające z drzew oraz te poderwane z podłoża
podmuchem wiatru. Przez moment wirowały w powietrzu w dzikim tańcu, aby po
chwili opaść spokojnie na ziemię. I właśnie ten spokój wynikający z
niespiesznego, wahadłowego ruchu dawał dziewczynie ukojenie.
Pokrywające ziemię
grubą, szeleszczącą pierzynką liście były martwe. Jesienią oddzielały się od
drzew, z którymi były złączone od wiosny, na których wzrastały i rozwijały się.
Teraz ich czas się skończył, ale dla drzew rozpoczynała się jedynie krótka
przerwa. Na kilka miesięcy zapadają w sen, aby na wiosnę obudzić się
niespodziewanie i zazielenić.
Tak samo było z
dziewczyną. Opuszczona i zraniona, musiała pogodzić się z sytuacją i poczekać
aż nadejdzie lepszy moment, dający optymalne do rozkwitu warunki. Wtedy
otrzyma drugą szansę, aby znów kochać i być kochaną. W tej chwili jeszcze zbyt
mocno związana była ze swoim cierpieniem i miłością, która nie zdążyła
wygasnąć.
Nie była gotowa na
zmiany. Związek z Karolem zakończył się dla niej niespodziewanie i trudno było
jej przyzwyczaić się do myśli, że pewien etap się skończył i jest teraz sama.
Jednak w rzadkich chwilach, kiedy udało jej się przywołać do głosu rozsądek,
dostrzegała w tym końcu nowy początek. Jej zadaniem było dobrze go wykorzystać.
Do parku wpadła
grupa dzieci. Rozpoczęły gonitwę pomiędzy drzewami, śmiejąc się głośno i
nawołując. Po kilku chwilach chłopcy zaczęli obrzucać dziewczynki zeschłymi
liśćmi. Bardzo szybko zabawa przerodziła się w zaciętą bitwę. Kilkoro dzieci,
tracąc siły, upadło na szeleszczącą pierzynkę. Jedno z nich radośnie fikając
rękami i nogami, usiłowało zostawić na podłożu ślad w kształcie anioła.
Beata przyglądała
się zabawie z uśmiechem na twarzy. Radość dzieciaków udzielała się jej,
odpędzając czarne chmury i bolesne myśli. Cieszyła się tą chwilą, kiedy udało
jej się zapomnieć o własnych problemach. Wstała z ławki i zmierzając w kierunku
domu, zaczęła zbierać kolorowe, różnokształtne liście, które stworzyły duży
jesienny bukiet.
Czerwony
Wiatr był momentami
bardzo silny, więc mocno ściskała uzbieraną wiązkę. Przyciskała liście do
piersi, zastanawiając się, w którym miejscu mieszkania powinna ustawić bukiet.
Chciała, żeby przywoływał wspomnienie tego przyjemnego przedpołudnia.
Nagle zauważyła
przed sobą niesiony wiatrem szalik. Niebiesko-beżowa tkanina upadła u jej stóp,
więc dziewczyna podniosła ją i rozejrzała się w poszukiwaniu jej właściciela. Z
naprzeciwka w jej kierunku szedł młody mężczyzna. Uśmiechał się szeroko i
patrzył wprost na nią, co mogło świadczyć o tym, że szalik należał do niego.
- To chyba moje -
powiedział chłopak, stając tuż przed Beatą.
Jego głos był
ciepły i miły, a w oczach błyszczały iskierki wesołości. Uśmiech nie schodził
mu z twarzy, kiedy wyciągnął ręce po szalik. Dziewczyna również się
uśmiechnęła, ale zapatrzona w głębię jego granatowych oczu przez chwilę nie
wypuszczała tkaniny z rąk.
- Przepraszam -
powiedziała zakłopotana, cofając dłonie.
Nie odrywała
wzroku od mężczyzny. Jego uśmiech sprawiał, że po jej ciele rozchodziło się
przyjemne ciepło, jednak kiedy dotarło do serca, poczuła znajomy ból. Zupełnie
jakby dawna miłość nie pozwalała jej poczuć odrobiny sympatii do kogoś innego.
Czuła się rozdarta. Toczyła wewnętrzną walkę między sercem, a rozumem. Pierwsze
podpowiadało, że nie stać jej na żadne uczucia poza bólem i powinna skupić się
na przeżywaniu rozstania. Drugi przekonywał, że prędzej czy później i tak
będzie musiała się otrząsnąć. Czemu więc nie spróbować zrobić tego już teraz i
otulić zbolałe serce ciepłem zwykłej ludzkiej sympatii?
- Spójrz -
wyszeptał, nieznacznym ruchem skłaniając ją, aby zwróciła wzrok we wskazanym
kierunku.
Do ich stóp,
ustawionych tak blisko siebie, że niemal stykały się czubkami butów, zbliżała
się wiewiórka. Rude stworzonko dość niepewnie zmierzało w ich kierunku,
machając puszystą kitą. Kiedy zwierzątko znalazło się tuż obok nogi Beaty,
chwyciło w łapki leżącego tam żołędzia, rozejrzało się wokoło i uciekło,
wspinając się na najbliższe drzewo.
Beata roześmiała
się, czując, jak wypełnia ją niesamowite uczucie odprężenia towarzyszące
bliskiemu obcowaniu z naturą. Śledziła wzrokiem poczynania wiewiórki, póki ta nie
zniknęła gdzieś w koronie drzewa.
Obserwując
zwierzątko, myślała o tym, że świat z każdą chwilą idzie do przodu. Każdy
próbuje najlepiej jak umie przygotować się na to, co może spotkać go w
przyszłości, a jeśli niespodziewany wypadek zniweczy dotychczasową pracę,
zaczyna budować od podstaw. Wiedziała, że sama też musi ruszyć z miejsca. Na
pewno jeszcze nie raz się zatrzyma i spoglądając przez ramię, zapatrzy w
przeszłość, ale najważniejsze, aby każdego dnia robiła choć mały krok do
przodu.
Nie łudziła się,
że uda jej się zapomnieć o tym, co ją spotkało i tak naprawdę nawet tego nie
chciała. To stało się już częścią jej samej i w niewielkim stopniu definiowało,
kim jest. Wiedziała, że nie przyjdzie jej łatwo ponownie zaufać drugiemu
człowiekowi. Pragnęła jedynie spróbować żyć, nie czując obezwładniającego bólu.
Jeśli prawdą jest, że szczęście jest brakiem cierpienia, to była gotowa
spróbować znów być szczęśliwa.
Tego dnia po raz
pierwszy przez chwilę poczuła się jak dawniej. Spokojna, jakby karta jej życia
była wciąż zapisana starannym pismem, bez szpecących ją skreśleń i kleksów.
Może szalik, który wylądował u jej stóp był niesionym przez wiatr znakiem, że
to jest dobry dzień, aby odbić się od dna.
Z zamyślenia
wyrwał ją męski głos.
- Myślę, że należy
ci się znaleźne - powiedział nieznajomy. - Co powiesz na kawę?
- Bardzo chętnie - odparła
bez zastanowienia, uśmiechając się do niego
ciepło.
***
Wszystkie zamieszczone w tym poście zdjęcia należą do Iz i Reda. Zachęcam do odwiedzenia Ich bloga, gdzie można podziwiać więcej Ich jesiennych prac i nie tylko :)
Piszesz rewelacyjnie. "Spokojna, jakby karta jej życia była wciąż zapisana starannym pismem, bez szpecących ją skreśleń i kleksów."- świetne zdanie.
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi czytać takie słowa :)Cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńFantastyczne, niesamowite...wielki mój podziw na prawdę!!!
OdpowiedzUsuńHistoria zdawać by się mogła do przewidzenia, ale tak genialnie napisana, że nie mogłam oderwać oczu...gratuluję.
Pozdrawiam cieplutko
Cóż mogę powiedzieć...? Takie słowa dodaję skrzydeł :)Bardzo dziękuję!
UsuńBrawa, Izzy, wielkie brawa! Świetnie napisane, piękne metafory, dające do myślenia. Miło poczytać ;)
OdpowiedzUsuńGratulacje!
Dziękuję! :*
Usuńwasza współpraca wyszła niesamowicie, tu tekst, tam drewniane wycinanki, gratuluje!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Ta współpraca to było dla mnie zaskoczenie, zaszczyt i dużo dobrych emocji :)
UsuńŚwietne, naprawdę świetnie ci wyszło :)
OdpowiedzUsuńNie byłoby tego tekstu gdyby nie pomysł Iz i Reda :)
UsuńKochanie to była taka MOJA jesień. Sensualna nie tylko w szeleszczącym kontekście. Idealny mariaż starannie dobranych słów z obrazem. Jestem zachwycona! Co do treści - cieszy mnie ta jego "otwartość". Z twoim talentem i wyobraźnią to będzie kolejna dobra rzecz!
OdpowiedzUsuńTak pięknie mi mówisz, Kochanie, że jeszcze kiedyś uwierzę ;)
UsuńStarałam się przemycić coś naszego, w wiadomym dla nas miejscu :)
O porach roku pisze wielu. To inspiracja niemal całkowicie wyeksploatowana, a Ty jednak potrafiłaś znaleźć odpowiednie kolory dla siebie i stworzyć coś świeżego, własnego. Smutnego, ale z nadzieją. Łamiącego serce, a z nutką romantyzmu. Miałaś oczywiście świetne wskazówki w postaci drewnianych cudeniek, ale swoją robotę też odwaliłaś na poziomie, znakomicie. :) Proszę się nie wycofywać z tej zimy. ;)
OdpowiedzUsuńPoczekajmy na pierwszy śnieg - wtedy się okaże, czy coś z tej zimy wyjdzie ;)
UsuńDziękuję za miłe słowa i za to, że pchnęłaś mnie w odpowiednim kierunku :) Potrzebuję czasem żeby mnie ktoś pchnął, kiedy jestem w zbyt gorącej wodzie kąpana :)
Ach, proszę.:* Konstruktywna krytyka jest błogosławieństwem. Lepiej tak, niż opływać w samych zachwytach, nic nie wypominając i nie wskazując niejasności. Ja się cieszę, bo słuchasz i dzięki temu szlifujesz diament. :)
UsuńSłucham, ale czasem jestem uparta ;)
UsuńA konstruktywna krytyka jest bardzo potrzebna. Mam świadomość swoich braków i mimo że nie traktuję pisania jako sposobu na życie to nie chciałabym stać w miejscu :) Fajnie jest móc nauczyć się czegoś nowego ;)
Dziękuje, Ty już wiesz za co ... :)
OdpowiedzUsuńPowtórzę to już któryś raz z kolei: jesteś niesamowitym malarzem, który cudnie maluje świat swoimi słowami :)
Bardzo proszę i dziękuję ;)
UsuńJestem pod wrażeniem opowiadania, to pierwsza Twoja praca którą przeczytałam, ale nie ostatnia. Bo mam nadzieję że będziesz pisać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowo. Na razie mam przerwę w pisaniu, ale wciąż mam nadzieję, że to tylko przerwa :)
UsuńPozdrawiam serdecznie :)